Walkiewicz Szymon - częso wracam do...
Jestem miłośnikiem podróżowania i nigdy nie jeżdżę dwa razy w to samo miejsce. Za każdym razem, gdy pojawiam się w nowym miejscu najważniejszą rzeczą jest pierwszy wdech. Każdy kraj pachnie inaczej. Kocham kolekcjonować te zapachy, starając się je na zawsze zapamiętać, chociaż nie jest łatwo uchwycić tę charakterystyczną nutę. Wyspa Wielkanocna zapachniała mi smutkiem. To niesamowite, ale kiedy wychodziłem z samolotu na spowitą siną mgłą płytę lotniska w Hanga Roa (stolica Rapa Nui to praktycznie jedyne miasto na wyspie) było zimne sierpniowe popołudnie.
partner, Walk Group
Jestem miłośnikiem podróżowania i nigdy nie jeżdżę dwa razy w to samo miejsce. Za każdym razem, gdy pojawiam się w nowym miejscu najważniejszą rzeczą jest pierwszy wdech. Każdy kraj pachnie inaczej. Kocham kolekcjonować te zapachy, starając się je na zawsze zapamiętać, chociaż nie jest łatwo uchwycić tę charakterystyczną nutę. Wyspa Wielkanocna zapachniała mi smutkiem. To niesamowite, ale kiedy wychodziłem z samolotu na spowitą siną mgłą płytę lotniska w Hanga Roa (stolica Rapa Nui to praktycznie jedyne miasto na wyspie) było zimne sierpniowe popołudnie. W powietrzu unosił się deszczowy pył. Po upalnej Polinezji była to miła odmiana. Głęboko wciągnąłem powietrze i poczułem coś, czego nie potrafiłem zdefiniować. Dopiero gdy stanąłem twarzą w twarz z rzeźbami MOAI zrozumiałem, co czułem wtedy na lotnisku. Wszystkie posągi mają wyraz twarzy. Patrzysz na nie i widzisz emocje wykute w wulkanicznej skale. Wielkie, majestatyczne postacie. Bez historii, osamotnione. Widać w nich nostalgię i zadumę. Te posągi są jak ta wyspa. Ta wyspa jest jak te posągi – taka smutna.
Polinezja Francuska zapachniała mi kwiatami, wulkan na wyspie Big Island na Hawajach przywitał mnie zawrotem głowy, Papuasi na Papui strachem, powietrze Kuwejtu widziałem na własne oczy – jest tak ciężkie i gęste. Każde z tych miejsc, tak jak wszystkie inne, wspominam z przyśpieszonym biciem serca. I nie dlatego, że daleko, że pięknie, że nieznane, ale dlatego, że w myśl hasła: „the journey is the reward" najważniejsza w tym wszystkim jest sama podróż.
Póki co, kocham podróżować. Póki co, gdyż w życiu przychodzi taki moment, że człowiek myśli o tym by się gdzieś osiedlić na stałe. Jeśli miałbym wskazać miejsca poza polską wsią, gdzie mógłbym spędzić resztę swoich dni, to mogłaby to być wyspa Bonaire należąca do Antyli Holenderskich albo wysepka Mayerau (Grenadiny) na Karaibach. Są tak odmienne od siebie, a jednak tak podobne: jedno to klimat – absolutnie sprzyjający wiszeniu w hamaku, drugie, to ludzie. Czego więcej potrzeba?
powrót